kto wrzucił białe kule, a kto czerwone?
A film warto zobaczyć dla nieżyjących już aktorów: Machalica, Zakrzeński, Niemczyk. Poza tym wyśmienita rola Stoora.
Jeśli o mnie chodzi, to tylko dla tych aktorów -- w dodatku tak wielu naraz w jednym filmie. Poza tym, film jest raczej mało atrakcyjny. Szkatułkowa kompozycja nie sprawdza się najlepiej w narracji kinowej: film jest zbiorem w miarę kunsztownych (choć umiarkowanie urzekających) "opakowań" fabułki niebywale banalnej, krańcowo przewidywalnej i skonstruowanej z postaci prawie całkowicie wyzutych z indywidualności i pozbawionych podłoża psychologicznego. Wszystko bardzo teatralne i popsute dość słabymi postsynchronami.
Nie mogę powiedzieć, żebym żałował obejrzenia tego filmu. Ma on jednak jedynie walor ciekawostki kinematograficznej. Jako film jest bardzo słaby.
Nie zgadzam się. Jak dla mnie szkatułkowość sprawdziła się w tym filmie co najmniej dobrze, a historie, choć być może i faktycznie proste, są wciągające i zgrabnie komponują się w zręcznie i sprawnie splecioną całość. Postacie natomiast, nawet jeśli w pewnej mierze "wyzute z indywidualności i pozbawione podłoża psychologicznego" (choć może zwyczajnie nie było na nie czasu biorąc pod uwagę ich liczbę oraz czas trwania Wiktoryny?), odgrywane są zdecydowanie fachowo i smakowicie (żeby ponownie pochwalić chociażby Stoora), co w dużej mierze równoważy zarzuty względem nich. Także ostatecznie rzecz ujmując, arcydziełem film zapewne nie jest, ale już porządnym, ciekawym!, fajnie i naprawdę zmyślnie skonstruowanym, mało znanym i chyba jednak niedocenianym obrazem minionej epoki zasługującym przynajmniej na mocne 6 - już tak. Przynajmniej jeśli o mnie chodzi.