Lubię muzykę Raya, byłam na jego koncercie w Kongresowej, a ten film jeszcze bardziej przybliżył mi postać Charlesa, ukazując nieznane mi dotąd jego oblicze.
Bardzo poruszył mnie wątek młodszego brata, przepełnione bólem wspomnienia i targające duszą poczucie winy. No i matka - Wielki Człowiek w ciele kruchej, wątłej kobietki.
A Ray... tak bardzo kochał fortepian i tak wyniszczającą toczył wojnę z życiem... Ostatecznie chyba udało mu się ją wygrać, mimo wielu przegranych bitew.