Może w przypadku tego filmu zawyżam ocenę i jestem nieobiektywny, ale co ja mam właściwie zrobić? ;) Lubię niemal każdy film z udziałem Audrey Hepburn. A ten był ciekawy z kilku powodów. Primo - Audrey Hepburn :) Secundo - historia w historii czyli bardzo fajny zabieg. Tertio - zabawny humor i sporo szalonych sytuacji. Quarto - cyniczny bohater grany przez Williama Holdena. Quinto - szybkie zmiany tempa i ciągłe zwroty akcji. Sexto - klimat lekki i w starym, dobrym tonie. Septimo - niespodziewane camea wielkich gwiazd. Octavo - liczne aluzje do wielu rzeczy. Nono - nic mi już nie przychodzi do głowy ;)
"Kiedy Paryż wrze" obejrzałem z wielką przyjemnością. Czyżbym zatem nagle stał się fanem komedii romantycznych? Nie sądzę. Fanem Audrey Hepburn? Owszem, jestem :)
Dla mnie największym atutem są Audrey i liczne aluzje, najbardziej mi się podobały te do jej filmów - znalazłam do "Śniadania", "Rzymskich wakacji", "Sabriny", "Zabawnej buzi" i "My Fair Lady". Może miała to być parodia, takie aluzje z przymrużeniem oka, ale po tylu latach ogląda to się jako swoisty hołd dla Audrey, dla jej filmów.