Formalnie bez zarzutu, ale reszta? Zwyczaje Indian to kompletna blaga. Jakieś dyrdymały, że orzeł wskaże jezioro. Cortes i Apacze. I bożek Rutulu(?) o wyglądzie godnym maszkarona z Klątwy Doliny Węży. Oj nie!
Sam Hawkins starszy od Old Shatterhanda i chodzący do burdelu. Znowu nic wspólnego z powieścią.
Po co robić takie gnioty, które z powieściami Maya mają wspólną tylko nazwę. Film niestety zniechęca do czytania pięknych książek Karola.